Garmin Fenix 5X - recenzja

Śledzenia aktywności ciąg dalszy. Po obszernym teście Suunto Spartan Sport przyszedł czas na konkurencję. Na tapecie topowy model firmy Garmin - zegarek Fenix 5X. Prawdziwy kombajn dla ludzi aktywnych.


Na rzetelne porównanie obu produktów przyjdzie jeszcze pora w przygotowywany właśnie teście, teraz skupimy się jedynie na Garminie.


Zegarek należy do tych większych. Wymiary to ok. 51 mm x 51 mm x 17,5 mm więc wyznawcy małych czasomierz mogą przeżyć niemiłe zaskoczenie przy pierwszym kontakcie. Te jednak szybko mija bo Fenix na ręku leży naprawdę wygodnie i wystarczy chwila, aby się przyzwyczaić.



Porównanie z Suunto
Na rynku dostępny jest również Fenix 5 oraz 5S o mniejszych wymiarach, różniące się specyfikacją (min. brak map).


Koperta w 5X została wykonana ze stali nierdzewnej (obwódka jednocześnie pełni rolę anteny), a spód ze stali kutej. Na przedzie szafirowe szkło. Tarcza jest wyraźna, łatwa do rozczytania pod każdym kątem. 




Zapewnia to naprawdę zadowalającą odporność na uszkodzenia mechaniczne. Prezentowany egzemplarz testowy, noszony przeze mnie przez 3 tygodnie w różnorodnych sytuacjach, praktycznie nie posiada żadnych śladów zużycia. I mówię tu nawet o małych ryskach. A bóg jeden wie, co przeszedł wcześniej.


Nie mogło być inaczej i zegarek jest całkowicie wodoodporny. O to możemy być spokojni, co potwierdzają ciągłe kąpiele pod prysznicem czy w basenie, które przeszedł bez szwanku. 

Gumowy pasek jest miękki i bardzo wygodny. Przekrój otworów pozwoli dopasować go do każdej dłoni - od najmniejszej do najgrubszej. Co ciekawe, mamy tu możliwość personalizacji. Paski są wymienne i możemy wybierać z całej gamy kolorów. Fajnie, że nie jesteśmy ograniczeni do tego, jaki kupimy.





Na spodzie koperty umieszczono pulsometr oraz gniazdo ładowania. Kabel znajdziemy w zestawie. Dla fanów dokładniejszych pomiarów zalecam zakup dodatkowego pasa piersiowego. 


Nawigacja odbywa się za pomocą przycisków. Tych jest aż 5 (3 po lewej stronie koperty, 2 po prawej). Zdziwił mnie brak dotykowego ekranu. Nie twierdzę, że to standard jednak sprawdzał się w Suunto tańszym o ponad 1000 zł, czemu więc nie zaimplementować go w topowym Garminie? Tu zdecydowanie by 'robił robotę', szczególnie po odpaleniu... map. Tak, Fenix ma na pokładzie pełnoprawne mapy i nawigację! 



Na początku obsługa wydaje się skomplikowana ale wystarczy chwilę się pobawić i wszystko robimy intuicyjnie. 

Gdzie korzystałem z Fenixa? W codziennym życiu, przy bieganiu, jeżdżeniu na rowerze, siłowni oraz na trekkingowych wyprawach. Zobaczmy, jak sobie poradził.



AKTYWNOŚCI FIZYCZNE

Jedną z głównych funkcji każdego zegarka multisportowego jest tracking aktywności fizycznych. Do wyboru mamy ich multum, od podstawowych (kolarstwo, trekking, bieg) po bardziej wymyślne, jak jeździectwo konne, kajakarstwo czy tryb taktyczny. Każdy znajdzie coś dla siebie.

Błoto, piach i kurz nie zrobiły na nim wrażenia. 
Aktywność odpalamy dosłownie dwoma kliknięciami i urządzenie jest prawie gotowe do użytku. Prawie, bo GPS musi złapać 'fixa', a czasem trwa to nawet kilkanaście sekund. 

Zależnie od załączonego trybu różnią się informacje wyświetlane na tarczy. Zazwyczaj jest to prędkość, dystans oraz tętno. Co ciekawe, i bardzo pożyteczne, dostępne pola możemy dowolnie konfigurować 'pod siebie'. 


Jednym z przycisków określamy 'okrążenia' w naszej aktywności, dzięki czemu możemy później sprawdzić statystyki dla krótszych odcinków. Również przydatna rzecz. 

Pomówmy jednak o najważniejszym aspekcie, mianowicie dokładności pomiarów. 

Jeśli chodzi o prędkość i odległość, jest świetnie. Pomiary porównywałem ze wspominanym wcześniej Suunto, aplikacją Runtastic oraz licznikiem rowerowy i ciężko się do czegoś przyczepić - wyniki bardzo podobne. Przy odcinkach biegowych ok. 6 km pojawiały się różnice rzędu 200 m, przy 40 km na rowerze wzrastały do 500 m. Tyle co nic. 


Suunto / Runtastic / Garmin

Dużo nasłuchałem się o dokładności GPSa w Garminach. Musiałem przekonać się na własnej skórze. Niestety, jest ziarno prawdy w tym co wypisują w internecie. GPS jest dobry, jednak do idealnych nie należy.. 


Tracking trasy nie jest aż tak dokładny jak w Suunto czy, czasami, w aplikacji mobilnej typu Endomondo. Lekkie zaskoczenie, nie sądzicie? Szczególnie, że Garmin zawsze był dla mnie wyznacznikiem świetnych nawigacji.
Patrząc dokłądnie na mapę zauważymy, że nie raz ślad idzie kilka metrów od ścieżki, podczas gdy Suunto wskazywał go dokładnie. Na poniższych screenach możecie przyjrzeć się przykładowemy podsumowaniu. Niby wszystko jest podobnie, jednak przy zbliżeniu widzimy różnice dokładności. Suunto świetnie wyłapał wszelkie 'winkle' i małe zakręty na krętej, nadrzecznej ścieżce.  Garmin w międzyczasie często pokazuje ją jako, prostą i równą trasę. Takie detale robią różnicę.

Garmin i Suunto

Suunto vs Garmin.

Nie jest jednak aż tak źle i zadowalający jest fakt, że zasięg rzadko się gubi, nawet w leśnej głuszy czy mieście. Do czasu postoju, wtedy zaczyna się cyrk...

W tym momencie wchodzi 'pływanie' GPSa, czyli zjawisko, które skutkuje łapaniem sygnału z kilku satelitów, a co za tym idzie - wskazywanie rożnej pozycji co kilka sekund. Podobno nie da się tego obejść w cywilnych nawigacjach i jestem w stanie w to uwierzyć. W Suunto czy na Runtasticu spotkałem się z identycznymi objawami, z 'małym' ale. Doliczały one około 300-500 m odległości na pół godzinnym postoju, gdzie zegarek/telefon leżały bez ruchu. W tym samym czasie Garmin dodał... 3,5 km! Cóż mogę powiedzieć, byłem zszokowany i jednocześnie zawiedziony tym wynikiem, szczególnie przy dobrym zasięgu i najwyższej dokładności GPSa. Podobne zjawisko nie powinno mieć miejsca w zegarku tej klasy. Bez autopauzy albo ręcznego zatrzymania ani rusz, inaczej całe podsumowanie treningu będzie przekłamane. Poniżej screen z 'odpoczynku' na mapie oraz film w przyspieszeniu (oba zegarki leżą bez ruchu).




Nieładnie...


Wróćmy do monitorowania aktywności. Nawet, jeśli sami się na to nie zdecydujemy, zegarek wciąż po cichu nas 'śledzi' badając kroki, tętno czy poszczególne mniejsze aktywności (np. spacery). Miły dodatek, gdy przypadkowo zrobimy duży dystans, nie myśląc nawet o odpalaniu odpowiedniego trybu. 





Z ciekawości sprawdziłem również tryb siłowy. Podczas ćwiczeń na bieżąco badane jest nasze tempo, czas treningu, odpoczynku oraz... liczba powtórzeń. Ciekawy dodatek, który jednak czasem działa (np. przy przysiadach), a czasem nie (machanie hantlami). Ot, ciekawostka.





Na bieżni sprawdziłem dedykowany do tego tryb i, z początku, byłem bardzo zawiedziony. Odległość nijak miała się do wskazań maszyny. Aż nie zakończyłem treningu, gdzie zostałem poproszony o podanie dystansu wskazanego przez licznik w celu kalibracji. Następne wyniki z bieżni były wręcz identyczne do tych z zegarka.



W tym miejscu wspomnę o pulsometrze. Tak jak pisałem wcześniej, tętno zaczytywane jest z nadgarstka, z czujnika umieszczonego pod kopertą. Z pomiarów byłem bardzo zadowolony - nie gubił się, nie wskazywał dziwnych wartości, a w porównaniu z czujnikami bieżni wskazywał praktycznie identyczne wyniki. Przyznam szczerze, że zbytnio nie korzystałem z tej funkcji, jednak podczas treningu może być niezastąpiona i bardzo pożyteczna. 


Tak jak wspominałem w recenzji Suunto, zegarki multisportowe doceniam w górach. Dlatego cenie sobie dokładny GPS, wysokościomierz oraz dobrą baterię. Tu jest ciekawie.


O GPS zdążyłem już napisać. Co do wysokości, Garmin wskazuje ją bardzo dobrze (pamiętajmy o początkowej kalibracji). Wyniki pomiędzy Fenixem, Spartanem oraz aplikacją mobilną są na bardzo podobnym poziomie, z odchyłem do pojedynczych metrów. Pomiary nie są przekłamane nawet w gęstym lesie lub w centrum miasta, 

Co zaś tyczy się baterii, tu przeżyłem kolejny szok. Tym razem pozytywny jak cholera!
Recenzowany model Garmina to niewątpliwy kombajn, wyładowany funkcjami, dodatkami, z dużymi możliwościami. Obawiałem się, że bateria nie będzie w stanie pociągnąć tego wszystkiego przez długi czas. Sam nie mogłem uwierzyć, gdy najdłuższa, śledzona aktywność fizyczna trwała... ponad 17 godzin godzin! Po tym czasie na zegarku widniało jeszcze 2% baterii. Cóż mogę powiedzieć, OGROMNY plus!


Jakby tego było mało, ładowanie jest bardzo szybkie i wtsracza około 30 minut, co by bateria była znów pełna.



Bez śledzenia aktywności, jedynie z powiadomieniami z telefonu, zegarek działać będzie około 1,5 tygodnia.

Kolejną mocną stroną zegarka jest aplikacja mobilna Garmin Connect. Szybkie parowanie umożliwia Bluetooth lub Wifi i w ciągu kilku sekund apka jest gotowa do działania. Mamy tu naprawdę multum możliwości, poczynając od dokładnej analizy naszych treningów (ściąganie aktywności przy każdym kontakcie urządzeń), po planowanie treningów czy zmianę ustawień telefonu. Zadowoli nawet tych najbardziej wymagających, zarówno amatorów jak i profesjonalistów.






Same wykresy i podsumowania aktywności zawierają chyba każdą możliwą informację, którą moglibyśmy otrzymać. Z kolei kalendarz wskazuje w przejrzysty sposób wszelkie odbyte treningi. Jesli lubisz mieć wszystkie dane jak na dłoni i analizować postępy, Garmin Conect przypadnie Ci do gustu.







Nie zdejmując zegarka na noc otrzymamy sporo informacji o naszym śnie :)




NAWIGACJA

Wersja 5X charakteryzuje się pełnoprawną nawigacją oraz mapami. Co więcej, urządzenie ma 16 GB pojemności na wgranie nowych. Jednak czy ma to sens na tak małym wyświetlaczu? I tak i nie.


Korzystając z powyższych możemy szukać punktów na mapie, nawigować do celu, do charakterystycznych punktów czy wyznaczyć trasę (lub wrócić po już przebytej). Nie ukrywam, że przeglądanie map nie należy do najwygodniejszych i zdecydowanie przydałby się wspomniany wyświetlacz dotykowy.

Z drugiej jednak strony, po krótkim przyzwyczajeniu, jest to całkiem proste i czasem nawet przydatne. Doceniłem podczas jazdy na rowerze, gdy nie lubię mieć pod ręką telefonu (a z uchwytu na kierownicy nie korzystam). Po wyznaczeniu celu podróży, zegarek informuje nas o każdym skręcie poprzez sygnał dźwiękowy, wibracyjny oraz wyświetlenie wskazówki. I działa to naprawdę dobrze!



Ulice podawane są pełnymi nazwami, z lekkim wyprzedzeniem - najpierw ok. 50 m przed skrętem, później 20, na koniec przed samym manewrem. Tłumaczenie komunikatów kuleje jedynie przy ogólnikowych nazwach jak 'ścieżka rowerowa' ('cycle lane'), jednak nie trzeba mieć doktoratu z anglistyki, żeby domyślić się o co chodzi.


Wskazówki mogą pokazywać się na ekranie podsumowania (z prędkością, czasem itp) lub na odpalonej mapie. I tu miłe zaskoczenie, bo pozycja, jak i dokładność jest zadowalająca, można rzec, że na poziomie Googlowskich map na telefonie.

P.S.
Wersja 5 oraz 5s  nie ma wbudowanych map i dodatkowej pamięci, przez co jest tańsza.


CODZIENNE UŻYTKOWANIE

Się rozpisałem, jak to używać Fenixa w terenie czy na treningu, a zapomniałem o najważniejszym, czyli codziennym użytkowaniu. Tu znowu przeżyłem miłe zaskoczenie. 3 tygodnie na ręku non stop i z ciężkim sercem zdejmowałem go ostatniego dnia, tak się zżyliśmy :)


Zacznijmy od samego wyglądu, który wg mnie jest bardzo atrakcyjny. Na myśl przywodzi zegarki bardziej sportowe jak G-Shocki więc do garniaka nie podejdzie, jednak do luźnego ubrania jak najbardziej. Niewątpliwym plusem są duże możliwości konfiguracji. Jeśli nie podpasują nam wgrane tarcze zegarka, z łatwością ściągniemy nowe za pomocą aplikacji. A tych znajdziemy... kilkaset. Od zwykłych, prostych po wymyślne czy z motywami ze starych gier. Każdy znajdzie coś dla siebie, nie ma innej możliwości.





Fenix może również pełnić rolę smartwatcha. Jeśli zechcemy, wszelkie powiadomienia, SMSy czy nr telefonu dzwoniącego wyświetlają się na tarczy zegarka. Z jego poziomu możemy przewinąć całą wiadomość i wysłać 'like'a' (na FB) lub odebrać/odrzucić połączenie. Niby głupi dodatek, a bardzo przypadł mi do gustu, szczególnie, że telefon wibruje mi non stop. Znacząco ograniczyłem sięganie po niego do kieszeni (na rowerze idealne rozwiązanie), również w przypadkach gdy byłem przekonany, że wibrował, gdy nie miało to miejsca (o dziwo - często :) ).





Naprawdę wygodne podczas prowadzenia. 

Inne, ciekawe funkcje - pilot do aktualnie odtwarzanej muzyki czy możliwość znalezienia telefonu (lub zegarka przez aplikację), gdy ten gdzieś się zapodzieje.



To wszystko sprawia, że Garmin stał się moim obowiązkowym elementem EDC przez kilka tygodni, idealnie się do tego nadaje.



Ważny punkt, mianowicie cena. Cóż, pewnie zdaliście już sobie sprawę, że ten mały komputer musi swoje kosztować. I się nie mylicie - ta oscyluje w granicach 3700 zł... (do kupienia chociażby TUTAJ). Nie powiem, jest to bardzo dużo. Z drugiej jednak strony cena wydaje się w pewnym stopniu adekwatna do możliwości, które produkt oferuje.



PODSUMOWANIE

Garmin Fenix 5X to prawdziwy multisportowy kombajn. Zegarek zachwyca jakością wykonania, fenomenalną baterią i możliwościami, które oferuje, zarówno podczas aktywności, jak i normalnego użytkowania na co dzień. Niemałym zdziwieniem, na sprzęt tej klasy, jest jedynie dobry GPS i niedopuszczalne 'pływanie' na postojach, które jednak możemy zwalczyć autopauzą.

Cena nie jest mała i przed kupnem należy zadać sobie pytanie czy potrzebujemy tego wszystkiego? Map, integracji z telefonem, bardzo rozbudowanych podsumowań i informacji o treningu? Jeśli odpowiedź jest twierdząca, w ciemno sięgajcie po Fenixa. Jeśli jednak nasze wymagania ograniczają się do prostego trackingu aktywności, bez problemu znajdziemy coś kilkukrotnie tańszego. Ja już za nim tęstknie :)


PLUSY:

+ multum funkcji i możliwości
+ świetna bateria
+ integracja z telefonem
+ rozbudowana aplikacja mobilna
+ mapy i nawigacja

MINUSY:

- 'jedynie' dobry GPS
- brak dotykowego ekranu
- cena
- 'pływanie' GPSa na postojach!



Komentarze

  1. Kiedy recenzja Garmin Tactix Charlie ��?

    OdpowiedzUsuń
  2. ...sprawdziłem cene, prawie 3800 pod podanym linkiem... 2900 bład czy... nagła podwyżka? skąd różnica?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za spostrzegawczość. Wdał się błąd - cena z linka jest poprawna. Wersja bez map jest tańśza.

      Usuń

Prześlij komentarz