Maxpedition Pocket Organizer - mini recenzja i próba pakowania.

Pamiętacie tekst gościnny tekst Alexa na naszym blogu? Jeśli nie, znajdziecie go tutaj. Pod jego wpływem postanowiłem jeszcze raz zajrzeć do mojego organizera Maxpedition. Organizer kupiłem jakiś czas temu, jak tylko go odebrałem, szybko spakowałem co mi tylko przyszło do głowy, wrzuciłem do plecaka i zapomniałem.  Wyglądało to tak:

Pierwsze pakowanie.


Mało praktycznie? 


Zaraz Wam opowiem, co z nim zrobiłem, ale na początek kilka słów o samym organizerze.  Model, który posiadam jest starszą wersją Maxpedition Mini Pocket Organizer w kolorze OD Green.  Jego wymiary to 10 x 15 x 2 centymetry, co sprawia, że nawet zapakowany mieści się w tylniej kieszeni zwykłych spodni (o bojówkach nie mówiąc). Od frontu, oprócz naszywki producenta, znajdziemy małą kieszeń z siatki, która niestety nie jest zabezpieczona rzepem. Po otwarciu za pomocą jednokierunkowego suwaka znajdziemy na lewej stronie 3 przegródki z dość szerokiej gumy, po prawej stronie 2 za to zdecydowanie szersze. Obie gumy naszyte są na płaską kieszeń. W prawej części wszyto oczko z paracordu pozwalające zaczepić np. niewielki karabińczyk. Tył organizera pozbawiony jest systemu montażowego natomiast wyposażono go w ucho do przenoszenia czy łatwiejszego wyciągania z plecaka. Materiały jak i szycie stoją na najwyższym poziomie.

Rozłożony w środku.

 Z zewnętrznej strony.


Teraz o pakowaniu.  Po przeczytaniu wspomnianego wcześniej tekstu rozpakowałem organizer i zobaczyłem masę przedmiotów, które oczywiście mogły się przydać, ale brakowało im jednego – pomysłu, który usprawiedliwiałby noszenie go kosztem i tak zgnębionego kręgosłupa. Co postanowiłem? Że organizer będzie sprawował funkcję żelaznego zapasu, którego bez potrzeby nawet nie otwieram, ale wiem, że w TEJ chwili mam tam wszystko, co potrzebne.

W jaki sposób dobierałem rzeczy? Niesamowicie prosto – pomyślałem o wszystkich tych sytuacjach, w których właśnie czegoś brakowało(a co wcześniej nie przyszło mi do głowy!) i spisałem w jedną listę. Potem część wykreśliłem skrajności i lista gotowa.  Jednocześnie podkreślam, że jest to zestaw wyłącznie pod moje potrzeby, wynikające z moich doświadczeń życiowych, a nie zestaw dla wszystkich i na wszystko. Mam tylko nadzieję, że zmobilizuje Was do przejrzenia waszych organizerów i zastanowieniu się nad ich zawartością.

A teraz fota zestawu:

Spakowana aktualna zawartość organizera


i rozłożona dla lepszej orientacji.


W lewej połowie:
chińska latarka diodowa - dodatkowo noszę małą latarkę przy kluczach,
BIC 2w1 długopis i zakreślacz,
nożyczki składane – nie zawsze mam ze sobą tool z nożyczkami a czasami przecięcie nożyczkami jest wygodniejsze niż nożem,
nylonowy sznurek – czy sznurka można mieć za dużo?,
W torebce strunowej: zapałki i draska zabezpieczone dodatkowo taśmą klejącą, igła z nitką, zapasowe kółko do kluczy, wyciory do fajki(cienki drucik, łatwo się palą), i zapas spinaczy do papieru.

W prawej połowie:
Leatherman KICK! – pełni jednocześnie funkcję noża(przeczytaj recenzję),
Mała butelka płynu do dezynfekcji rąk – właściwie to alkohol w żelu, już raz pomógł w rozpaleniu ogniska.
Zapasowy karabińczyk – teraz już rozpakowany i przypięty do pętelki z paracordu.
W drugiej torebce strunowej noszę zapas pieprzu, soli i słodzik. Niezastąpione w podróży szczególnie, że jestem fanatykiem pieprzu.

Dodatkowo w kieszeni z siatki noszę chusteczkę do okularów (ale nie tylko) i jednorazowe opakowanie kremu do ust.




Jeśli chcecie podzielić się swoimi zestawami, przysyłajcie je na nasz adres mailowy!

Komentarze

  1. Opisywany organizer Maxpedition to model Micro, a nie Mini ;). A tak to fajny tekst i cały blog. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz