Ogień to rzecz
niezbędna podczas pieszych wędrówek. Pozwala przyrządzić jakże ważny, ciepły
posiłek, ogrzać się i bardzo poprawić humor podczas złej pogody. W dobrych
warunkach w lesie znajdziemy masę przedmiotów ułatwiających nam wzniecenie
ognia. Jednak co w przypadku, gdy pod ręką nie znajdziemy nic suchego? Wtedy
warto zabezpieczyć się zawczasu w "back up" na trudne sytuacje.
Stworzyłem więc swój własny "survival kit".
Z czego się składa?
Zacznijmy od
opakowania. W tym celu użyłem plastikowego pojemnika, który otrzymałem wraz z
Cash Stashem od True Utility. O jednym i drugim przeczytacie TUTAJ.
Pojemnik idealnie spełnia swoją rolę - jest pojemny, lekki i całkowicie
wodoodporny, co jest niezbędna cechą w tym przypadku.
Pora na
zawartość. Ważnym elementem takiego zestawu jest podpałka. Ważne, aby łatwo się
paliła i to na tyle długo, żeby bez trudu rozpalić od niej resztę paleniska. W
moim przypadku role ta spełnia znalezisko z jednej z wypraw - coś w rodzaju
trocin, małych ścinek, które znalazłem w lesie przy wycince drzew. Zajmują mało
miejsca, a są bardzo łatwo palne. Wystarczy jedna mała iskra i całość zajmuje
się ogniem. Pali się stosunkowo krótko, ale intensywnie więc możemy z łatwością
rozpalić od niej ognisko.
Druga rozpałka,
która umieściłem w moim pudełeczku, działa trochę inaczej. Jest to paliwo stałe
(firmy no name) używane chociażby w kuchenkach turystycznych. Takie tabletki
mają tę zaletę, że palą się bardzo długo, nawet ok. 5 minut. Do tego nie gasną
nawet przy dużym wietrze, co przydać się może podczas ekstremalnych sytuacji.
Dzięki długiemu czasowi palenia, z łatwością zajmiemy ogniem nawet mokre
patyki.
Przerobiliśmy
już kwestię podpałek, czas na źródło ognia. Podstawą jest zapalniczka.
Postawiłem na sprawdzonego BIC'a mini. Zajmuje mało miejsca, a nie zawodzi. Co
prawda czasem potrafi być niewygodna np. podczas podkładania ognia w trudno
dostępnych miejscach (właśnie przez swoje rozmiary) ale coś za coś.
Drugim,
zapasowym źródłem ognia, jest krzesiwo Light my Fire. Nad zapalniczką ma tą
przewagę, że niespodziewanie nie przestanie działać i pozwala nam wzniecić
ogień nawet w ciężkich warunkach. Dodatkowo, operacja taka daje dużo frajdy :)
A jak wyglądają
Wasze "survival kity"?
Komentarze
Prześlij komentarz