inCharge - recenzja

Dzisiejsze 'EveryDay Carry' większości osób to telefon. Zastąpił wiele urządzeń codziennego użytku więc na dobre zagościł w kieszeniach ludzi. Niestety, wraz z rozwojem ich możliwości nie zawsze idzie wytrzymała bateria (z pomocą może przyjść powerbank Luxa2 EnerG). A i często jest konieczność podłączenia go do innego urządzenia w celu przesłania danych. Odpowiedź na te problemy otrzymaliśmy od firmy KeySmart Polska. Oto najmniejszy kabel microUSB, z jakim się spotkałem. Mowa tu o inCharge. Zapraszam na recenzję 


Tak jak pisałem wyżej, jest to najzwyklejszy w świecie kabel microUSB (dostępna jest również wersja z końcówką do iPhone'a). Składa się z dwóch plastikowych końcówek - jedna płaska wtykana jest do portu USB komputera lub ładowarki, druga do telefonu. Łączy je cienka tasiemka.






Długość rozłożonego kabla to tylko 7 cm. Złożonego - 4,5 cm.




Złożenie go na pół możliwe jest dzięki małemu, acz pożytecznemu dodatkowi - mocnemu magnesowi umieszczonemu w plastikowej części. Dzięki temu inCharge może służyć nam za zgrabny i praktyczny breloczek do kluczy czy nawet plecaka. Magnes jest na tyle mocny, że nie ma mowy o przypadkowym odczepieniu i zerwaniu. 


W zestawie dostajemy również kółko dzięki czemu otrzymujemy kompletny breloczek.


Przejdźmy do części praktycznej czyli użytkowania inCharge'a. Jego minimalne wymiary czynią go wręcz idealnym dodatkiem do zestawu EDC. Można doczepić go do kluczy, do suwaka plecaka czy włożyć do portfela - zawsze przy sobie. 


Końcówka USB pasuje do każdego wejścia czy ładowarki sieciowej. Ta, z drugiej strony, również dobrze współgra z telefonem i nie ma mowy o żądnych luzach czy przerywaniu (jak to ma czasem miejsce  z tanimi kablami). 





'Osiągi' inCharge'a porównywałem z oryginalnym kablem na Samsungu S6 oraz S5. Przeżyłem tu bardzo miłe zaskoczenie. Otóż oferuje on taki sam czas ładowania oraz transferu danych jak przewód dołączony do telefonu. Bardzo ważna zaleta.



Krótki kabel ma tą zaletę, że nie zajmuje dużo miejsca i jest poręczny. Przy laptopie jest wygodnie, podłączanie do stacjonarnego komputera czy ładowarki sieciowej może być bardziej problematyczne. Na szczęście, jak już wspominałem, wtyczka dobrze trzyma :)




inCharge wylądował u mnie na stałe z, bardzo udanym, organizerem na klucze KeySmart. To połączenie (szczególnie, że zawiera pendrive'a) zabezpiecza mnie przed każdym niespodziewanym wydarzeniem związanym z cyfrowym światem :)



Jest jednak jeden, poważny zgrzyt, a mianowicie cena. Ta oscyluje w granicach 59 zł. Jest to bardzo dużo, bo jednak mówimy o kablu. Poręcznym, z ładnym designem, ale wciąż jest to jedynie kabel. Cena może odstraszyć, szczególnie, że popularne jest dodawanie w gratisie krótkich przewodów do powerbanków, głośników przenośnych czy innych sprzętów wymagających ładowania. Te będą spełniać podobną rolę, chociaż czas ładowania/transferu danych zazwyczaj jest dłuższy i nie są aż tak poręczne do codziennego noszenia.


Niektórzy z Was pewnie zastanawiają się, na co komu kabel non stop przy sobie. Ja, jako osoba mająca ciągłą styczność z komputerami (w pracy, w domu) oraz korzystająca dużo z telefonu, dochodzę do wniosku, że krótki przewód USB - microUSB to gadżet niezwykle przydatny, ratujący skórę nie raz, gdy jest konieczność podładowania smartfona lub przesłania danych. A ile razy zdarzyło mi się go użyczać osobom trzecim, nie zliczę. Warto go mieć przy sobie. inCharge możecie kupić TUTAJ.



PLUSY:


+ wykonanie
+ wymiary i poręczność
+ czas ładowania/transferu danych


MINUSY:

- cena

Komentarze